marekwaudio.pl


Małe grajki, pliki i lampy.

Subiektywny opis doświadczeń z MIU Audio MKTP-1,
Sony NWZ-E585, Fiio X1 i innych źródeł jak i słuchawek.


Trochę wstępu.

Czasy sprzyjają rozwojowi mobilnego audio i towarzyszącej mu podaży, choć sterowanej w konkretnych warunkach rynkowych, to można i sięgać dalej jeśli zdarzy się okazja. Sytuacja zmusza do zastanowienia i przeszukiwania opcji dostosowanej do indywidualnych potrzeb. Trochę ograniczający zasób dostępnych urządzeń do wyboru, czasem jest motorem do własnych eksperymentów i tworzenia. Przy odrobinie szczęścia i umiejętności, oraz uporu, można wypracować rezultat odpowiadający własnym potrzebom i upodobaniom. Od razu przejdę do subiektywizmu w moim opisie. Każdy słyszy inaczej, nie da się wszystkich zadowolić, denerwuje mnie malkontenctwo i egocentryzm osób bezkrytycznie podchodzących do własnego przekonania o jedynie słusznej racji w kwestiach całkowicie subiektywnych i nie koniecznie zależnych wprost od nakładów finansowych. Zamykanie ram nie ma sensu. Człowiek tworzy urządzenia na własny użytek praktyczny, żeby było miło i z wielu różnych powodów. Wachlarz środków i upodobań jest właśnie po to żeby móc wybrać to co nas akurat satysfakcjonuje. Fachowy podział cech w różnych testach też jest zależny od recenzenta, jego stanu zdrowia, warunków stworzonych, pomiarowych i wielu innych czynników. W szeregu porównań, może on wypracować postrzeganie różnic i starać się je opisać, i takie zestawienia mogą być traktowane jako pomocne, bo poczynione profesjonalnie, ale nie obiektywnie, absolutnie słuszne. Nie można ulegać sugestii, (choć i nad tym wielu pracuje) lepiej samemu demaskować nieprawidłowości, dopracowywać co akurat niewygodne, w założonych możliwościach i warunkach, dążyć do satysfakcji. Jeszcze większa frajda bywa kiedy można samemu wpłynąć na pewne elementy, niezależnie od fabrycznie tworzonych możliwości, regulacji. Nie jest profanacją używać regulatorów gdy zachodzi taka potrzeba i nie ma możliwości zmiany jakiegoś ogniwa w sprzęcie który akurat posiadamy. Czy trzeba mieć odtwarzacz HI-res na ulicy, jeśli słuchawki lub on sam nie mają redukcji hałasów pasywnej lub aktywnej, czy są otwarte czy zamknięte itd. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Biegacz nie zabierze ze sobą „klocka” ciężkiego i nieporęcznego, a szybki i wodoodporny odtwarzacz który ma dobrą baterię wraz ze stosownymi słuchawkami. Jeśli zaś ktoś „z nabożeństwem” słucha muzyki, szuka innych rozwiązań, wiadomo, mniej mobilnych. Liczy się rozsądek i podejście, nie ograniczanie się do stereotypów, inwencja. Temat rzeka i nie można nikomu umniejszać.
Rozwijałem swoje zainteresowania techniką audio tak jak na to ewolucja technologiczna, finansowa oraz dojrzałość własna pozwalała. Od dziecka ”kombinowałem” czasem samemu coś usiłując sklecić, bo nie było innego wyjścia. Około 6 lat temu nabyłem strumieniowy odtwarzacz z radiem internetowym, trochę po macoszemu traktując pliczki z sieci. Wiadomo nie ma co przeinwestowywać. Wybór padł na niedrogi, a i tak jakościowo lepszy od tunerów analogowych w podobnej cenie, Scott DXi 80 WL na układach AwoX Media jakie ma wiele „pop” urządzeń tego typu. Zmieniałem w międzyczasie odtwarzacze CD, wzmacniacze itd. Niestety, kiedy nie można w pokoju użytku dziennego, w każdym momencie posłuchać muzyki tak jak się chce, trzeba skorzystać ze słuchawek. Czasem także dostęp do wyjścia cyfrowego w tunerze telewizyjnym, daje podobne pokusy.
W moim odtwarzaczu odkryłem słyszalne piski pochodzące z układu wyświetlania lub/i obróbki sygnałów z sieci. Dodatkowo denerwował mnie brak osobnej regulacji głośności dla wyjścia słuchawkowego. Całe urządzenie jest dość solidne, włącznie z matami wygłuszającymi wibracje obudowy i ktoś sceptyczny mógłby się zdziwić. Alternatywą mógłby być smartfon z aplikacją radia internetowego, z mniej wymagającymi słuchawkami, ale tu kompromis jakościowy był dość spory. W nowoczesnych układach elektronicznych nie zawsze udaje się ingerencja, mogąca poprawić stan rzeczy, wiele zależy od podstaw projektu i techniki wykonania. Postanowiłem tak jak pisze producent sprzętu, podłączyc odrobinę lepszy przetwornik DAC, ze skutkiem od razu słyszalnym. Wciąż brakowało mi jednak alternatywnego wzmacniacza słuchawkowego, gdyż nie zawsze chciałem włączać „elektrownię” czyli cały sprzęt żeby pobierać sygnał do słuchawek. W owym czasie mniej było dostępnych DAC Ampów, szczególnie w zakładanym przedziale cenowym. Dla mnie herezją było by podłączanie takiego plikowca do DACa za 3 czy 30 tys zł , po prostu nie ma sensu. Może gdyby sobie stał i się nudził.....ale każdy wie, że wtedy zaczęły by się poszukiwania lepszego źródła plików (choć samo radio internetowe ma swoje ograniczenia). Każda opcja była lepsza niż wbudowany prosty przetworniczek SCOTTa. Kiedyś miałem krótki romans z amplitunerami kina domowego, i miałem wejście cyfrowe, ale się zakończył. Moje kolejne wzmacniacze stereo z premedytacją wyszukiwałem bez tych funkcji, zresztą dopiero obecnie wracają 2 kanałowce z wejściami cyfrowymi dobrej jakości. Tanio kupiłem Mini Muse CS4344 DAC processor /CS8416 Digital receiver 24/192 i od razu różnica - czytelniej. Zachęcony efektem, wygrzebałem z szafy stare artykuły z miesięczników elektronicznych o wzmacniaczach słuchawkowych. Zawsze warto odświeżyć wiedzę, a wspomagając się dostępnymi elementami i PCB wg wzoru , zbudowałem tranzystorowy wzmacniaczyk dla słuchawek wysoko impedancyjnych, układ wejściowy na scalonym TDA, drugi na niskoszumnych operacyjnych, układ poszerzania panoramy, oraz ostatni wg bardzo ciekawego projektu AVT 471.

http://serwis.avt.pl/manuals/AVT471.pdf

Z paroma modyfikacjami dostosowującymi funkcjonalności i zasilaniem zbudowałem na tym ostatnim, swój DAH, poddany później jeszcze paru przebudowom. Elementy obudowy to recycling z czego jestem dumny, i nie mają większego znaczenia jeśli chodzi o dźwięk choć wszystko solidne, ekranowane itd.

http://www.marekwaudio.pl/Konstrukcje/dah/dah.html

Wiadomo, że zaraz przyszła myśl, że wykonane fabrycznie, w nowoczesnej technologii, do której nie mam dostępu, podobne urządzenie musi być jeszcze lepsze. Minęło trochę czasu. Szukałem... oferta się poszerzała wraz z bumem na słuchawki. Bardzo spodobała mi się idea Denon DA300 USB, Pro-Ject HeadBox DS, niestety w kwestii wyjścia słuchawkowego słabsze. Jeszcze był na myśli Audiolab M-DAC i tak można by coraz dalej..... Zacząłem korespondować z Panem Markiem z Projekt NOSTROMO. Zamówiłem testowo nie zintegrowany DAC-Amp z jego oferty ale osobne „klocki” (DAC X1 na WM4782 i Valentine). Wykonanie świetne, choć wymaga dodatkowej inwestycji w zasilacze. Przetwornik klarowny, choć ze zbyt dużym jak dla mnie poziomem na wyjściu powodującym czasem przesterowania. Wzmacniaczyk........mój wypadł subiektywnie plastyczniej, pełniej i ma więcej mocy, oraz nie daje się tak łatwo przesterować (zakres dynamiki). Pozdrawiam Pana Marka i dziękuję za możliwość skorzystania z jego wiedzy i warsztatu.

W swoich poszukiwaniach natknąłem się parę razy na hybrydy z lampami. Trochę sceptycznie podchodziłem do tak tanich konstrukcji także w związku z małym doświadczeniem z układami elektronicznymi, lampowymi (nie mylić przesłuchania na wystawach i prywatnie pewnej liczby poważniejszych produktów lampowych). Sprzed paru dziesiątek lat swojego życia, z czasów gdy większość audio była lampowa, ale też siermiężna, wyniosłem miłe wspomnienia, ale szybko zauważyłem parametryczną różnicę na korzyść półprzewodników , choć i tam szumy i niska jakość elementów, norm, nie dawała satysfakcji. Rozwój następował, przewagę zaczęły zdobywać nośniki bezkontaktowe, co poprawiło właściwości szumowe i dynamiczne, poprawiała się jakość elektroniki i jej dostępność. Obecnie dobry wzmacniacz lampowy nie ma się czego wstydzić, choć bywa specyficzny, zresztą tak jak impulsowe, nawet te droższe. Zwolenników i sceptyków technik można spotkać wszędzie. Muzyka towarzyszyła mi zawsze od szpulowców, przez kasety, CD do plików teraz. Miałem przez ten czas także przenośne odtwarzacze mniej lub bardziej ambitne. Telefony komórkowe integrujące wiele funkcji też były pewnym rozwiązaniem, choć szybko okazało się że mają słabości i lepiej jest mieć specjalizowane sprzęty. Miło wspominam Vedię A10 z czasów bumu mp3. Odtwarzacz jak dla mnie sugestywnie grający na ulicy , pełnym pasmem, nawet dość odważnie i sprawnie jak na swoje malutkie rozmiary. Chodził ze mną do pracy wiele lat, aż czas jego baterii sprawił niewydolność w napędzaniu słuchawek dousznych AIWA ze starego Walkmana (mam do dziś). Słuchawki te są wyrobem niedoścignionym (modelu nie znam), jak i nie poważam słuchawek dokanałowych (po prostu to dla mnie już dyskomfort). Dziś trudno o słuchawki douszne, tak ergonomicznie, anatomicznie zrobione, które w moje duże ucho wpasowują się idealnie (wraz z gąbeczkami), zapewniając optymalne parametry odsłuchu. Trochę podobnie asymetrycznie wykonane są Sony MDR-E820LP, ale grają innym dźwiękiem.
Wspominam o tym dlatego, że Vedię zastąpił w zeszłym roku Sony NWZ E585. Odtwarzacz wszechstronny MP4 , radio FM, mnóstwo funkcji, czyta także FLAC i ma aktywną redukcją szumów otoczenia, ale.....ze słuchawkami dokanałowymi. Słuchawki z jego kompletu zawierają niezbędne mikrofony żeby działała redukcja (NC), wprowadzająca zawsze mniej lub więcej od siebie. Jakby mało było zatkania uszu siliconami, dodano ten układ, a także wyprofilowano lekko brzmienie pod kątem jak domniemam tego typu przetworników. Sony tak samo jak w smartfonach, chce chyba udowodnić, że bez układów Clear, podbicia i poszerzania dźwięk jest „słaby” a z nimi lepszy (hm Vedia nie potrzebowała tego jak i późniejszy Fiio X1 o którym później). Według mnie pasmo jest zawężone (nic nie daje podbicie basu jeśli tylko w mocnym jego zakresie, samego dołu nie osiągnie). Może słyszę z wiekiem też inaczej niż młodzież, do czego się przyznaję, ale wysokie tony też są ogładzone choć czyste, średnie - średnie, osobiście preferuję już czytelniejsze prezentacje. Podobny profil dźwięku wydają się mieć słuchawki nauszne Sony MDR ZX300, stosowny partner dla ulicznych grajków. Sumując jednak dwa takie profile można się „skaleczyć”, a może nie siebie tylko muzykę. Sytuację przestrzenną poprawiały trochę Philips SHS 4800/10 (domyślnie sportowe, ale nie tylko) bardzo czyściutko grające z 585, ale niezbyt dobrze dolegające co ogranicza lekko bas. Wszystko jednak dla ludzi i jeśli ktoś chce, proszę bardzo kwestia wyboru. Sony to bardzo sprawny, szybki, lekki i wytrzymały jeśli chodzi o zasilanie grajek, nie można mu tego odmówić, w pewnych warunkach dobrze się sprawdza.

Tutaj mała dygresja do producentów i sprzedawców. W nazewnictwie i określaniu modeli, wokół usznych, nausznych, dokanałowych, dousznych - nie mylcie się, nie wprowadzajcie w błąd, jeśli uważacie się za fachowców i ludzi uczciwych. To tak jak z dziwacznym podawaniem parametrów wielu urządzeń, powielanym dalej i chyba w następnych pokoleniach zanikną w końcu różnice w postrzeganiu tych wartości. Tu odsyłam do podstaw. Niestety, produkt najczęściej trzeba wypróbować i ocenić subiektywnie. Jeśli to nie jest możliwe to „ryzyk - fizyk”, trochę tylko pieniędzy szkoda.

Szperając w sieci, spotkałem Pana Przemysława, pasjonatę dźwięku lampowego, doświadczonego w przebieraniu i wybieraniu, z odwagą i możliwościami sprowadzenia tego co chce nawet z dalszego rynku niż europejski. Po wymianie zdań i opinii, przesłał mi proponowany i wypróbowany przez siebie wzmacniaczyk Hybrydowy MIU Audio MKTP-1 z wymieniona lampą. Oryginalna chińska 12AU7 została wymieniona na Electro-Harmonix 6922 (podwójna trioda). Oczywiście dla testów dostałem obie. Układ wzmacniacza dostosowano tak żeby obsłużyć różne lampy, przełącza się to jumperem. W sieci można także znaleźć opis ew regulacji. Dodatkowo scaloną „końcówkę mocy”, układ podwójnego wzmacniacza operacyjnego (fabrycznie NE5532), zamontowano w precyzyjnej podstawce, co umożliwia dalsze modyfikacje i z których sam skorzystałem. Od razu dodam, że wzmacniaczyk bierze 3,5 A przy 12V, i trochę się grzeje. Nie koniecznie powodem tego jest lampa (choć też) ale malutka obudowa MIU jest radiatorem dla stabilizatora napięcia. Można się obawiać jak wytrzymują w takich warunkach zwykłe kondensatory elektrolityczne i inne elementy, ale czas pokaże.
Tu dochodzimy do sedna. Każdy oczekuje od elektroniki lampowej, cudów upiększenia dźwięku jakimś magicznym ciepłem (chyba z żarzenia lampy). W pewnym stopniu mogę się z tym zgodzić, ale nie jest to misiowatość, zakrycie woalem lekkiej nosowości, nie jest to coś kojarzonego z miękkim przesterem urządzeń estradowych na lampach. Nie ma też szumów których się obawiałem po bardzo dawnych doświadczeniach. Owszem gdy czasem gra gitara elektryczna, daje to swoiste uspokojenie, a akustycznej pewne wybrzmienia wyraźniejsze. Ogólnie z różnymi źródłami efekty różne, coś się dzieje w środku pasma, jakby odzyskiwanie informacji. Charakter zmienia się wraz z lampami i mimo, że jest odstępstwem od idealnego, przeźroczystego projektu wzmacniacza, daje właśnie świetne pole do zabawy, a to jest w muzyce najważniejsze. Lampy Mullard jak czytałem na zagranicznych forach dają jeszcze większe już nazywane podbarwieniem, modyfikacje, ale uważane za świetnie klasyczne , lampowe. Może kiedyś, może w poważniejszej konstrukcji wypróbuję, zobaczymy jak rozwinie się przygoda. Wbrew pozorom mały MIU nie zawsze wprowadza relaks , czasem wydaje się rozjaśniać przekaz nie tyle agresywnie, co daje więcej przestrzeni. Bałem się jak może być z separacja kanałów w jednej bańce, gdzie występuje mikrofonowanie i wzajemny wpływ elementów, ale może to jest właśnie to coś. Podobnie jak w adapterach analogowych gdzie separacja nie jest idealna, w odsłuchu na kolumnach gdzie mieszają się kanały w pomieszczeniu, być może coś jak zapisy stereofonii metodą binauralną. Inne konstrukcje oparte na osobnych lampach, wymagają więcej uwagi (parowanie) i nakładów. Trzeba też uważać na podróbki pseudo-lampowe (w sieci są demaskowane także takie procedery). Moje wokóluszne AKG K-301 i następca 401 (otwarte), bardzo stare i już poddane renowacji lekkiej, oraz eksperymentom z modyfikacjami, oddały jeszcze więcej przestrzeni w połaczeniu z MIU, szczególnie gdy źródłem był CD S700 Yamahy.
Zewnętrzny pierścień otworów dyfuzyjnych już nie obejmuje przetwornika, można go zakryć gęstą flizeliną, cienkim filcem, następnie założyć inne warstwy materiałów - tak tworzy się konstrukcja „mniej otwarta”, i filtry akustyczne. Możliwości eksperymentowania jest wiele.
Tak, może to nie słuchawki wysokiej półki ale stosownej dla MIU, podobnie jak partnerzy źródłowi. Ponieważ MIU ma wyjście dla wzmacniacza mocy (pracuje jako bufor), wypróbowałem i tą możliwość. Tak więc podpięty między CD z niezłym jego przetwornikiem Texas DSD 1791, a wzmacniacz Arcama A28, niewiele ale jakby w średnich/górnych rejestrach pozwolił usłyszeć drobiazgi i o dziwo mimo słabego przetwornika SCOTTa, sam przekaz zrobił się niemal podobnie uporządkowany jak z zewnętrznym przetwornikiem. Taki efekt skłonił mnie do wysłania sygnału z wyjść przenośnych grajków właśnie przecież analogowych. Sony 585 zyskał, ta jego ograniczona zaokrąglona góra nabrała plastyczności w detalach, bas został jaki był. Z Sony miałem używać MIU jako transformatora impedancji słuchawek, gdyś 585 nie toleruje wyższej impedancji, nie napędzi ich, wpada w kompresję jak w dołek. Eksperymenty z MIU, skłoniły mnie do zaserwowania sobie mniejszego systemiku do słuchawek na tyle mocno, że zaopatrzyłem się w odtwarzacz z większą , wymienną pamięcią, o innym brzmieniu. Już nie wystarczały mi pliki skompresowane z flashów, dysków, ani radia internetowego. Tak jak kiedyś stałem się fanem CD i jestem do dziś, tak zafascynowały mnie możliwości słuchania tej jakości z małego pudełka w każdej chwili z opisem i okładkami, jak i skusiła mnie jakość trochę wyższa, choć trudniej dostępna (HI-res).
Tutaj wspomnę o oprogramowaniu do przygotowania bibliotek, plików. Darmowy , intuicyjny Sony Media Go jest świetny. Szybko pracuje, segreguje pliki, dodaje informacje i okładki, pozwala także to wszystko modyfikować. Dorwałem Outletowo Fiio X1 sam z siebie dysponujący mocą i dopasowaniem impedancyjnym, żeby poradzić sobie z wieloma słuchawkami. Pewnie, że istnieją wiele lepsze takie urządzenia, ale dla każdego na miarę posiadania...... Fiio pozwala sobie czasem na lekki zadzior jak i miewa delikatnie podkreślone niskie tony, za to sięga pasmem skrajów kiedy trzeba (przypomina mi starą Vedię w lepszej odsłonie). Mała uwaga - w X1 wyłączyłem niepotrzebne mi obsługiwanie pilotem na przewodzie, co odcina układy nasłuchujące na dodatkowym pinie jacka, jak i nie używam jego funkcji wyjścia liniowego. Robi się wtedy subiektywnie „spokojniejszy”. Nie wiem czy Fiio w trybie liniowym omija wzmacniacz słuchawkowy (i logicznie wyłącza regulacje) czy tylko daje głośność na maksimum. Przy okazji warto zdementować mity, że nie da się X1 używać podczas ładowania czy surfowania po katalogach bez przerywania odtwarzania. Mam oprogramowanie 1.6 , Fiio działa i reaguje wolniej niż Sony, ale jest dobrze. Brzmieniowo Fiio to granie jakby energetyczniejsze, a MIU wcale mu w tym nie przeszkadza. To, że pozwala lekko przestrzeń znów wspomóc jest bardzo miłe. Obecnie na tyle wkręciłem się w dźwięk niedrogiego X1, że chodzę z nim po ulicy i wierzcie mi lub nie, naprawdę przy lepszych plikach nawet w takich warunkach więcej słychać, znów muzyka jest przyjemniejsza. Zaś w charakterze lampek tak się rozsmakowałem, że chcę podłączać MIU wszędzie, na próbę, na dłużej. Właśnie dlatego żeby ciągle nie przełączać, wybrałem Fiio jako źródło plików, bo same gniazda MIU nie są szczytem techniki, w końcu powiedzą dość. Samo włączanie i wyłączanie MIU, to też dla słuchawek lekki stres, stuk i szumy rozgrzewania lamp, lepiej wyjąć wtyk jack wtedy. Są to stany nieustalone których lepiej unikać, ale też które posiada więcej urządzeń. Małą zmianę testową wykonałem z operacyjnym wzmacniaczem w MIU. Włożyłem mój ulubiony operacyjny 4556. Dostajemy więcej mocy, czasem już więcej misiowatości co można uwzględnić przy wyborze słuchawek (otwarte to zniosą). Taki stan przypomina zestawienie MIU jako bufor, zasilający układ AVT 471 pracujący w pewnym zakresie, w klasie A, wewnątrz samego MIU niestety nie do osiągnięcia bo aplikacja jest inna. Podobnie do wspomnianego zestawienia musi brzmieć polecany do prób przez Pana Przemka - Bravo Audio Ocean, tam końcówka jest tranzystorowa. Może nie uwierzycie, ale koncepcja mojego mini systemiku, powstała niezależnie, ale na podobnych założeniach jak już wcześniej doświadczeniami wypracował Pan Przemysław, wchodząc jednocześnie w coraz lepsze komponenty, i zaskakujące zestawienia. Testowo używam niezłych przewodów z mojej pomiarowej karty dźwiękowej. Obecnie robię okablowanie łączące na wtykach Neutrika i dobrym przewodzie solidnie ekranowanym, żeby pominąć wszelkie przejściówki, używać wejść MIU RCA (lepszych jakościowo i wygodniejszych niż przednie jack 3,5). Ostatnia modyfikacja kosmetyczna to zmiana ulubionego przez niektórych, niebieskiego podświetlania na bardziej licujące z lampami. Jaki będzie mój następny krok.....??? Pewnie nowe słuchawki domowe :) Historia nigdy się nie kończy.
Po kilku miesiącach parę zmian. Na ulicę całkiem niezłe słuchawki AKG Y16 (akurat takie były z dodatkowym pinem na jacku dla pilota, ale opcję reagowania Fiio mam wyłączoną). Zapewne podobnie grają Y15, lecz niestety nie mogłem wypróbować przed zakupem. Te małe AKG to całkiem udana konstrukcja, preferowana przeze mnie douszna, dość duże, z gąbeczkami dobrze „zatykają” ucho. System otwarty nie jest jakąś mrzonką, to rzeczywiście ustrój akustyczny. Żeby sprawdzić jak zmienia się dźwięk wystarczy siateczki w tyłu, podczas słuchania zakryć opuszkiem palca. Druga zmiana to domowe słuchawy....... Bayery DT 990 250Ohm grają gęściej niż stare duże AKG inaczej podają szczegóły, ale już dawno na wystawie Audio Show mi się spodobały i po kilku próbach różnych marek, pierwsze wrażenie zaprowadziło mnie znów do nich. Eksperymenty muszą trwać :)
Częstą bolączką układów lampowych zasilanych niskim napięciem (beztransformatorowo przez przetwornice czy powielacze dla anodowego) jest często zbyt niskie napięcie na tej elektrodzie. Często powoduje to więcej zniekształceń lub nic nie wnosi (pomijając korzystny jednak brak zniekształceń skrośnych). Amatorskie konstrukcje żarzone napięciem przemiennym szybko rozczarowują , dlatego warto eksperymentować , rozwijając układy właśnie zasilania. Wielu to zniechęca , ale daje także pole do popisu na tym gruncie, a efekty bywają świetne. Obecnie prowadzę prace nad własnym projektem. Miu Audio z lampą Mullarda owszem....ale....właśnie lampy 12AU7 wymagają przełączenia na inne żarzenie jak i „lubią” wyższe napięcie anodowe.......

W tym momencie zostaję przy 6922EH, ,optymalnej jak na tą aplikację a inne lampy wykorzystam inaczej :), o czym później.....


kopalnia wiedzy o układach lampowych:

http://skarabo.net/